– Jest wreszcie meta. Koniec. – zaciskam pięści w dłoniach w geście zwycięstwa.
Dla mnie to koniec. Koniec Maratonu w Poznaniu. Ponad 42 kilometrowa trasa właśnie się zakończyła.
Z uśmiechem podchodzę do dziewczyny rozdającej medale. Nachylam się, a medal zawisa na mojej szyi.
Uwielbiam ten moment. Moment uwieńczenia cierpienia, wytrzymałości i samozaparcia jakie panuje zapewne w głowie niejednego biegacza długodystansowca.
– Gratuluję – słyszę z jej ust.
– Dzięki. Super impreza. – odpowiadam.
Ktoś przykrywa mnie folią NRC. Nogi mam z żelaza. Bolą strasznie. Chociaż to mało powiedziane.
– Magda, Magda – słyszę z oddali nawoływania. Zauważam Asię. Przeciska się przez bramki. Była zdecydowanie przede mną chociaż to jej pierwszy maraton. – Ukończyłyśmy maraton. – krzyczy do mnie.
– Tak. – odpowiadam – Przebiegłam go. Mam życiówkę. Ciężko było, ale to jest możliwe. Muszę się porozciągać bo czuję, że zaraz umrę. – oznajmiam rozglądając się za miejscem, gdzie mogłabym rozłożyć swoje gnaty.
– Poczekaj. Napij się. – nie zdążyłam zareagować a Asia pognała do stolika z Pawerade’em.
Maratońskie wsparcie
Ktoś tyrpie mnie w plecy.
– Dzięki. Dzięki za te 8 km. Były dla mnie najgorsze. – uśmiecha się do mnie dobrze mi znany kolega z trasy. – Jestem Michał. – wyciąga do mnie dłoń. Na piegowatej twarzy zauważam uśmiech.
– Miło mi. Magda – witam się z nim i jego znajomą, która też biegła w maratonie. Z wrażenia nie pamiętam jej imienia. – W sumie to ja dziękuję, ten odcinek ponad 30 kilometrów był dla mnie najtrudniejszy. Ciągnęłam ile mogłam. W sumie dzięki tobie. – uśmiecham się.
– To mój pierwszy maraton. I dzięki tobie go ukończyłem. – oznajmia zaskakująco.
Czuję się trochę zawstydzona. Po prostu mnie zatkało.
– To ja dziękuję. – szybko jeszcze raz powtarzam swoje słowa. – Uciekam do znajomej. Powodzenia i może do zobaczenia.
Na mecie
Słońce przedziera się z za chmur, a ja całkowicie zapominam, że stoję w krótkich spodenkach. A przecież to połowa października. Jednak emocje rozgrzewają.
– Masz napij się – Asia podaje mi kubek z niebieskim energetykiem – Może chcesz jeszcze. Musisz dużo pić.
Nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się koło mnie dziewczyna, także znana mi z trasy maratonu. W końcu przebiegłyśmy w „tandemie” prawie 30 km.
– Gratuluję i dziękuję. – oznajmia spoglądając na mój numer startowy – Magda.
– Nie ma za co. – uśmiecham się – Super tempo. Bardzo dobrze mi się z tobą biegło. To ja powinnam dziękować. – w rzeczy samej niejednokrotnie to ona motywowała mnie, żeby nie zmniejszać tempa biegu.
– Tak twoje tempo mi bardzo odpowiadało. No i dzięki tobie przebiegłam pierwszy maraton w życiu.
Trochę głupio mi się zrobiło. Znów mnie zatkało.
– Choć zróbmy sobie zdjęcie. – pokazała mi palcem na swojego męża, nomen omen także biegacza, który stał już przy nas z aparatem fotograficznym. – Zapraszam do nas do Leszna na maraton. W sierpniu. – oznajmia z uśmiechem.
– Oj to straszenie ciężko musi być – kwituję.
– Nie trasa wiedzie przez tereny leśne. Jest bardzo przyjemnie.
– No to super. Pewnie skorzystam.
Jeszcze tylko krótka wymiana zdań i z Asią udajemy się do depozytu i przebieralni.
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.