Czas na podsumowanie.
W niedzielę po 23:00 wróciłam do domu i padłam jak kłoda. W tym właśnie momencie oficjalnie zakończyłam swoje zmagania do zdobycia Korony Maratonów Polski, czy tam Polskich jak kto woli.
Tak więc udało mi się zdobyć to jakże przewspaniałe odznaczenie w ciągu dwunastu miesięcy, czyli roku.
Maratońskie początki
I tak moje odliczanie do Korony Maratonów rozpoczęło się od Cracovia Maratonu, który ukończyłam 28 kwietnia 2013 roku uzyskując czas 5 godzin 15 minut i 17 sekund.
Nie bez znaczenia jest fakt, iż na sam wynik miało wpływ moje zerowe przygotowanie do zawodów i przebiegnięty tydzień wcześniej Orlen Marathon.
Po tym maratonie przyrzekłam sobie, że już nigdy przenigdy nie ukończę maratonu powyżej 5 godzin i jak na razie jakoś mi się to udaje.
Sezon jesienny rozpoczęłam Maratonem we Wrocławiu. To był mój drugi w życiu start w tej imprezie.
15 września 2013 roku przekroczyłam linię mety uzyskując czas 4 godziny 31 minut i 12 sekund. W taki oto sposób ustanowiłam swoją nową życiówkę w maratonie i zbliżyłam się. Jak dla mnie, magicznego wyniku wynoszącego 4 i pół godziny.
Po tym starcie radości i euforii nie było końca, co spowodowało, że dwa tygodnie później w Maratonie Warszawskim 29 września 2013 roku pobiegłam z gorszym czasem o 50 sekund, czyli 4 godziny 32 minuty i 2 sekundy.
Dwa tygodnie po warszawskim bieganiu znów przyszło mi stanąć przed linią startu tym razem w trakcie Poznań Maratonu.
Nie ukrywam, iż nie lubię biegać tego maratonu, ale mimo tych moich niechęci do tej trasy, 13 października 2013 roku uzyskałam czas wynoszący 4 godziny 24 minuty i 2 sekundy. A zatem po raz drugi w minionym jesiennym sezonie ustanowiłam swój rekord życiowy na dystansie 42 km.
Mój ostatni start w maratonie
W taki oto sposób zakończyłam swoje zmagania do Korony Maratonów w 2013 roku i z niecierpliwością oczekiwałam startu w Dębnie.
W końcu stało się. 6 kwietnia 2014 roku przekroczyłam linię mety Maratonu w Dębnie z czasem 4 godzin 46 minut i 17 sekund. I tak zakończyłam swoje tułactwo po Polsce w celu kompletowania metalowych krążków.
Od dziś obiecuję już więcej nie wspominać o Koronie a już na pewno o Maratonie w Dębnie. No może oprócz relacji z tego biegu.
Jeszcze może tak na zakończenia w kwestii podsumowania.
Maraton Dębno był moim 10 ukończonym maratonem.
Już w sumie nie pamiętam którym startem w życiu. Nie kontroluję także tych wszystkich medali i koszulek.
I to by było na tyle.
Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki i zawsze wierzyli że mi się uda. Co nie jest takie proste jak się wie ile kilometrów treningowo się biega.
Mnie Korona nauczyła wytrwałości, a fakt, że się o nią musiałam starać dwukrotnie dało mi niezłą lekcję pokory do siebie.
Oczywiście nie znikam z przestrzeni bloga i maratońskich tras.
Przede mną nowe wyzwania, czyli ukończenie 100 maratonów do setki, nowych życiówek na 42 kilometrowym dystansie i walki z samym sobą na kilometrach ultramaratońskich.
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie i Twitter, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.