Czas na post o Fuji – kalendarium wyprawy.
Ja już prawie na dobre rozgościłam się Polsce, tak więc czas na posty podsumowujące, przekazujące garść informacji praktycznych o Tokio jak i samej górze, a także moje luźne refleksje i odczucia z samego wyjazdu.
Tyle słowem wstępu, więc najwyższy czas przejść do pisania.
Jak już wspomniałam w przed wyprawowym moim wpisie.
Sam pomysł wyjazdu na wulkan Fuji – San, ma dość mało spektakularną historię.
Poza tym to miał być tak zwany szczyt „rezerwowy”, bo coś w końcu trzeba było z tym zaległym urlopem zrobić.
Ostatecznie wyszła niezła z tego górsko – turystyczna wyprawa.
Z założenia wyjazd miał być krótki.
Góra niewysoka (3776 m n.p.m.) to i czasu na wejście zbyt dużo nie potrzeba.
Jedynie termin, końcówka maja, wzbudzał we mnie pewien niepokój. Bo niby wiedziałam, że agencje organizują wypady na ten szczyt w takim terminie, to jednak był to termin zupełnie poza sezonem wspinaczkowym, a w internecie brak było relacji z wejścia, które pozwoliłyby potwierdzić możliwość wspinania w takim terminie.
Przeszukując internet trafiłam na jedną zimową relację z grudnia, oraz szczątkowe informacje dotyczące jedynie możliwości wejścia w sezonie.
Tak więc moje obawy co do terminu były jak najbardziej uzasadnione. No bo jednak jechać taki szmat drogi i nie mieć możliwości wejścia, to by było dość irytujące. Jak dla mnie.
Ostatecznie postanowiłam zaryzykować i pojechać. Zgodnie z zasadą i tak wejdę.
Dzisiaj jednak mogę potwierdzić, iż jest możliwość wspinania się na Fuji – San poza sezonem, jednak należy liczyć się z mało sielankowymi warunkami w trakcie podejścia.
Co niestety ja zbagatelizowałam przygotowując się do tej wyprawy.
Całkowicie dałam ciała na polu sprzętowym, ze względu na cienki namiot rowerowy i śpiwór. Konsekwencją tego był brak snu przed wyjściem na szczyt oraz walka z zimnem calusieńką noc.
Podobnie rzecz się ma z pokrywą śnieżną przy szczycie.
Jeszcze w Polsce wyobrażałam sobie, że wlecę na tą górę w klapkach japonkach, a te wszystkie opowieści w internecie, dotyczące śniegu to jakaś fikcja.
Jak się okazało na miejscu śnieg zalega na górze już od 3300 m n.p.m. na stromym zboczu i wcale tak łatwo nie będzie i raczej bez raków się nie obejdzie.
Jeszcze tylko na sam koniec dodam, iż wyjazd zakładał zdobycie góry na tak zwanym suchym prowiancie.
Ponieważ do Japonii nie można wwozić produktów mięsnych.
Zabrałam ze sobą dwa serki homogenizowane, dwa sneakersy, chrupki chleb dietetyczny, dwa opakowania ciastek i dwa opakowania żelków oraz dwie sztuki kremu czekoladowego w tubce.
Tak więc korelując ze sobą moje przygotowanie sprzętowe i plany żywieniowe, należy podkreślić, iż łatwo nie było. I tak na prawdę jedynie tylko piękna pogoda pomogła mi wejść na ten szczyt.
Fuji – kalendarium wyprawy
26/27.05. – Przelot z Polski, przez Niemcy do Tokio. Docelowo do lotniska w Hanedzie.
Z lotniska przedostałam się autobusem do Fujiyoshida, miasteczka położonego u podnóża wulkanu Fuji – San.
Ze względu na nieprzespaną noc w samolocie, deszczowe warunki i ogólne zmęczenie, decyduję się przenocować w miasteczku i dopiero następnego dnia wyruszyć w stronę góry.
28.05 – Ruszam w stronę 5 stacji (2300 m n.p.m.), gdzie będę nocować.
Podążam szlakiem Fujiyoshida Mountain Trail. Przebycie pierwszego odcinka trasy zajmuje mi 5 godzin.
Na trasie zaczepia mnie grupa japońskich biegaczy.
29.05. – O 4 rano, jako ostatnia wychodzę do szczytu.
Mimo tego, że całą nockę nie zmrużyłam oka, to jednak po trzeciej nad ranne przysnęło mi się i niestety zaspałam i dopiero o czwartej opuściłam namiot.
Po drodze udało mi się przegonić grupę Japończyków i o godzinie 10:00 stanęłam na szczycie.
Parę minut po dziesiątej rozpoczęłam zejście na dół. Gdzieś za stacją 8,5 gubię szlak.
Oczywiście i tym razem nie mogło obyć się bez przygód.
Ostatecznie do 5 stacji schodzę z grupą trzech Japończyków, którzy również z tej samej stacji podwożą mnie samochodem bezpośrednio pod sam hostel.
30.05. – Opuszczam miasteczko Fujiyoshida i udaję się do Tokio na zwiedzanie.
W Tokio ląduję w hostelu dla kobiet z typową łaźnią japońską. Sauna, dwa baseny, prysznice, strefa relaksu i dużo by wymieniać jeszcze. Jednym słowem rozpusta.
31.05- 01.06. – Zwiedzanie Tokio. Przede wszystkim obrzeża Pałacu Cesarskiego, dzielnicę Ginzę i Świątynię Meiji. No może jeszcze dzielnicę Shinjuku, gdzie znajdował się mój hostel.
02.06. – Wylot z Tokio, z lotniska Haneda i powrót do Polski.
Jak widać plan wyjazdu był bardzo napięty i w sumie mocno uzależniony od pogody, która wyjątkowo dopisała.
Z tego co się dowiedziałam od Japończyków cały maj padał deszcz i w sumie, te dwa dni kiedy ja byłam, były wyjątkowo pięknie.
Niestety w poniedziałek 30 maja już pogoda się zepsuła i padał deszcz.
Na samiuteńki już koniec, kilka słów na temat budżetu wyjazdu.
Czy wyjazd do Japonii jest drogi?
A no jak to mówią, z racją jest jak z dupą, każdy siedzi na swojej i takie samo podejście obowiązuje w przypadku szacowania kosztów wyjazdu na Fuji.
Jeżeli chodzi o mój wyjazd to koszty szacowały się następująco.
Bilet lotniczy kupiłam za 2600 zł oraz zabrałam ze sobą 45 000 yenów, z czego 10 000 yenów wróciło ze mną do Polskie (100 yenów = 3,7 zł).
Oprócz wyżej wspomnianego biletu lotniczego poniosłam następujące koszty:
-
Autobus Haneda – Fujiyoshida – 2470 yenów
-
Mt Fuji Hestel – 3300 yenów (dwa noclegi)
-
Autobus Fujiyoshida – Tokio (Shinjuku) – 2470 yenów
-
Hostel Ladies 510 – 4600 yenów (trzy noce) – tutaj zaszalałam 😉
-
Autobus z Shinjuku na lotnisko Haneda – 1230 yenów
-
Rozbicie namiotu 5 stacja – 500 yenów
-
Reszta to jedzenie i inne zachciewajki 🙂
Ogólnie ceny jedzenia w knajpach zaczynają się od 300 yenów.
Resztę szacunkowych cen i więcej szczegółów dotyczących wydatków w samej Japonii przedstawię w innym poście.
Jak widać koszt całego mojego wyjazdu wyniósł 3900 zł.
I w sumie można by było sporo jeszcze zejść z tej kwoty. Np. śpiąc w hostelach, w których doba kosztuje 2800 yenów lub wykupić tańszy bilet lotniczy do Tokio, który przy super dobrych promocjach może nawet wynieść 1700 zł.
Oczywiście, przy takich cenach, każdy musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie czy dla niego wyjazd do Japonii jest drogi.
Jeśli chodzi o mnie i doświadczenie z organizacji wyjazdów w inne miejsca, np. do Ameryki Południowej, muszę stwierdzić, że koszt wyjazdu do Japonii nie jest wysoki.
A że jednak warto się zdecydować i pojechać, to już nie będę wspominać.
PS. Zdjęcia z wyjazdu znajdziecie tutaj i tutaj.
Z górskimi pozdrowieniami