Dziennik treningowy odc. 51

with Brak komentarzy

Napis Dziennik treningowy 51 i nogi biegacza

Od mojego ostatniego wyjazdu minęły już dwa tygodnie, tak więc czas wrócić do starych treningowych przyzwyczajeń i powoli przygotowywać się na przyszły rok.

Dziennik treningowy odc. 51 – Ciężkie powroty

Słowo „ciężkie”, w odniesieniu do moich ostatnich poczynań treningowych, przywarło do mnie już od kilku miesięcy.

I praktycznie od powrotu z Japonii, ja ciągle wracam do formy.

Za każdym razem, kiedy już czułam, że odpoczęłam, przeszłam kryzys po powrocie i w końcu nabierałam rozpędu, to znów musiałam pakować walizki i gdzieś jechać.

Oczywiście, nie mam na co narzekać, bo tego właśnie chciałam.

Ale przy takim funkcjonowaniu ciężko jest zadbać o sumienny i regularny trening biegowy.

Tak więc bieganie przez te ostatnie cztery tygodnie trochę ucierpiało na tych moich górskich wyjazdach.

No może za wyjątkiem ogólnej wydolności, bo akurat na ten aspekt nie mam co narzekać.

Jednak nogi jakby jeszcze nie weszły w rytm swojego standardowego biegania.

Dziennik treningowy odc. 51 – Zmagania siłowe

Tym razem nie będzie za wiele o trenowaniu na siłowni, bo jego nie było już ho ho ho …

Sama w sumie nie pamiętam, kiedy ostatni raz odwiedziłam siłownię.

Oczywiście były jakieś tam powroty i przebłyski, powiedzmy trenowania, ale ostatecznie znowu trzeba było gdzieś jechać.

A po powrocie ciężko było wrócić do regularnego trenowania.

I tyle w siłowym klimacie.

Moje plany na najbliższe trzy miesiące

Po pierwsze rest. I tego właśnie mi trzeba.

W trakcie swojej ostatniej wyprawy nie myślałam o niczym innym tylko o tym, że jak wrócę do domu, to nigdzie się nie ruszam przez następne tygodnie.

Nie ma co ukrywać.

Zabalowałam w tym roku.

Wszystkie górskie projekty zrealizowałam w 100%.

Jestem z siebie dumna i zadowolona. Ale też jestem zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

I jeśli chcę, a bardzo chcę, w przyszłym roku znów realizować kolejne projekty biegowo – górskie, to nie ma co się oszukiwać. Trzeba się porządnie zregenerować.

Po drugie regularne treningi, czyli wielki come back.

Docelowo chciałabym biegać pięć razy w tygodniu.

Podbiegi, tempówki, stały zakres tempa, run for fun i dłuższe wybieganie.

Taki zakres treningowy się u mnie sprawdza i nie będę tego jak na razie zmieniać.

Poza tym raz na miesiąc w planach mam lżejszy tydzień dla regeneracji. W 2017 roku nie planuję żadnych życiówek na zawodach.

Zdecydowanie stawiam na wyprawy biegowe.

To mnie jara na 100% i to chcę robić w przyszłości.

Oprócz biegania chciałabym trzy razy w tygodniu trenować na siłowni.

Co do metod treningowych, też i w tym przypadku nie zamierzam eksperymentować i podobnie jak w tym roku stawiam głównie na trening powiedzmy „kulturystyczny”. O czym już pisałam we wcześniejszym dzienniku treningowym.

Myślę też o powrocie do jogi.

Brak mi tej formy aktywności, która była dla mnie swego rodzaju challenge’m.

Poza tym to doskonały czas aby się zrelaksować, wyciszyć i odłączyć od wszystkich przyziemnych problemów.

Po trzecie powrót do wspinania.

Z zamiarem powrotu do aktywności wspinaczkowej noszę się już od dobrych kilkunastu miesięcy i wciąż ten termin przesuwam na niedalekie kiedyś.

Wiem, że umiejętność związane ze wspinaniem typowo sportowym nie są mi w górach aż tak bardzo potrzebne, to jednak odświeżenie sobie wiedzy z technik wspinania jak najbardziej nie zaszkodzi.

O czym mogłam się przekonać na Stok Kangri.

A poza tym wspinanie samo w sobie dawało mi dużo frajdy i satysfakcji, dlatego też warto by było wrócić do tej aktywności, choćby raz na tydzień.

Po czwarte ogarnięcie się.

Nie ukrywam, że całkowicie zaniedbałam pewne sfery mojego życia, no a przecież moje życie to nie tylko bieganie i wspinanie.

Od dłuższego czasu, kiedy sama jeżdżę na wyprawy zdałam sobie sprawę, iż koncentrując się jedynie na wyjazdowym obszarze mojego życia daleko nie zajadę.

Tak więc najwyższy czas uporządkować otoczenie wokół siebie, a przede wszystkim zająć się blogiem.

No o tym to już nie będę przypominać.

Po piąte i ostatnie dieta.

Tutaj sprawa jest prosta jak budowa cepa. Trzeba wrócić do racjonalnego odżywiania.

Nie lubię słowa dieta, bo kojarzy mi się z odchudzaniem.

Aale niestety muszę to powiedzieć, najwyższy czas wrócić do swojej diety.

Co prawda na łamach bloga nie wiele pisałam na ten temat, nad czym niezmiernie ubolewam, ale od zeszłego roku jestem na „diecie” mojego autorstwa.

W trakcie wypraw i w okresie między wyjazdowym dieta została zawieszona, no ale po pewnych przemyśleniach i modyfikacjach czas w końcu wrócić do normalnego jedzenia.

Tym razem może mało treningowo, no ale nie było tak na prawdę o czym pisać.

Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.


Moje zdjęcia z trenningów

Zaobserwuj Magdalena Boczek:

Mam na imię Magda. Swoją przygodę z górami rozpoczęłam ponad 10 lat temu. Od tego czasu brałam udział w kilkudziesięciu wyjazdach i wyprawach górskich w różne zakątki świata. Jeśli lubisz jeździć w góry tak jak ja i chcesz zorganizować swój własny wyjazd w góry wysokie? To jesteś we właściwym miejscu. Pomogę ci zorganizować każdą wyprawę górską!

Latest posts from