Oto Dziennik treningowy odc. 47.
Co prawda ostatnio was trochę zaniedbuję, ale siebie chyba bardziej.
Ostatnie moje dwa tygodnie były dość intensywne, a kolejne jak spojrzę na kalendarz, wcale nie wyglądają inaczej.
Co prawda lubię ciągle siedzieć na walizkach. Lubię być w drodze. Odkrywać nowe.
No ale lubię też wracać do siebie. Do domu. Spać na swojej rogówce i zajadać się omletem z sosem czosnkowym
Doceniam czas wyjazdów, organizacji, podniecenia tym całym zamieszaniem, ale kiedy już jestem w Polsce i przekraczam prób mieszkania, widzę że jednak w domu jest najlepiej.
Wyjazdy uczą mnie wiele.
Był czas porażek. Mocnych kopniaków w tyłek. To był też czas zwątpienia i wiecznych pytań samej siebie, czy warto jeszcze jeździć i się starać.
No ale serce mówiło jedź kolejny raz. I jechałam.
Chociaż niewiele osób wierzyło, że mi się tym razem uda.
Wyjazdy nauczyły mnie organizacji, planowania, przewidywania, przebywania z samym sobą, kreatywności na zawołanie, elastyczności w beznadziejnych sytuacjach.
I tak w sumie to pewnie nie wszystko i jeszcze przyjdzie mi zapewne wielu rzeczy się nauczyć w przyszłości. Przy kolejnych wyjazdach.
Rozmarzyłam się, bo gdy przychodzi moment punktu zero, kiedy wiem, że jadę, więcej rozmyślam jak to będzie.
To swego rodzaju mieszanka strachu przed tym czego nie znamy, a podniecenia przed tym co nowe, jak będzie fajnie.
No dobrze już nie przedłużam i oznajmiam, iż jadę. A dokładnie to wylatuję w sobotę.
Wylatuję do Iranu. Trzy lata czekałam na ten moment, żeby tam się wybrać.
Dokładnie w 2014 roku wpadł mi do głowy pomysł, aby spróbować swoich sił na najwyższym wulkanie Azji. No i chyba warto było czekać.
A tak wracając do dziennika treningowego, bo trochę się zagalopowałam z tym górskim tematem, muszę się przyznać, iż mimo że nie wiele dni treningowych zrealizowałam przez te dwa minione tygodnie, to jednak ostatnie zawody przyniosły mi bardzo miłą niespodziankę.
A mianowicie, podejmując decyzję o zejściu z trasy na 72 km, dość nieświadomie wywalczyłam na tym dystansie trzecie miejsce w kategorii wiekowej K-30.
Poza tym byłam szóstą kobietą na tym dystansie, co też cieszy.
Jak widać dotychczasowe treningi zrobiły swoje. Teraz trzeba czekać na jesień.
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.