Dziennik treningowy 2016 – III post dotyczący mojego trenowania i innych aktywności górskich w okresie od marca do kwietnia 2016 r.
14 marzec 2016 r.
Dzisiaj będzie krótko i treściwie, bo po pierwsze jest już późny niedzielny wieczór, po drugie muszę przygotować lunchboxy na jutro, a po trzecie jutro z rana czeka mnie bieganie.
Tak więc w minionym tygodniu biegałam trzy razy.
Jestem zadowolona i nie.
Nie jestem zadowolona, bo stać mnie na więcej i jednak mogłam choć te cztery biegi zrealizować.
Z drugiej strony udało mi się w końcu jakiś sensowny dłuższy dystans przebiec w niedzielę, który mimo zacnego 20 kilometrowego dystansu wypadł czasowo nawet nieźle.
W pozostałe dni biegałam dyszki.
W środę zrobiłam dość mocne interwały, a w sobotę swobodny bieg w granicach 75% HR Max. No może było trochę mocniej 🙂
Na siłowni byłam raz. W sobotę wykonałam pełen ponad godzinny trening, głównie na nogi i teraz z trudem wstaję z krzesła.
A na poważnie to było wzmacnianie, były nogi, brzuchy, ręce i plecy. Była też stabilizacja, rolowanie i rozciąganie.
Tak więc było wszystko. I to wszystko zajęło mi dwie godziny.
Aha była oczywiście sauna, a nawet dwie kąpiele saunowe.
W planach na ten tydzień jest dalsze trenowanie, a w szczególności kolejny dłuższy niedzielny trening biegowy.
Kwietniowy maraton tuż tuż, więc najwyższy czas zrobić przymiarkę do biegowych 30 km.
Tyle dzisiaj ode mnie,
Dziennik treningowy odc. 37
21 marzec 2016 r.
Ostatnio ciężko mi złapać oddech. Dużo się dzieję. Wiele rzeczy pozaczynała.
Część udało mi się domknąć, lecz i są takie, które wciąż pozostają niezamknięte.
A mnie to najnormalniej wkurza, bo jak tylko pomyślę, że jeszcze to i to jest do zrobienia.
A tu już wiosna przyszła i patrzeć jak tylko wyjazdy się zaczną. Bieganie, góry i to całe weekendowanie poza domem.
Wiem trochę marudzę, bo w końcu to są moje wymysły, a przecież można by było kupić sobie telewizor i siąść w domu spokojnie na dupie, a tak.
Tylko czym było by życie, bez takich emocji, wrażeń i atrakcji wszelakich.
Potem człowiek przegląda zdjęcia, a to z wyjazdów, zawodów i trenowania i nadziwić się nie może sam sobie, że mu się tak chce.
Ano nie zawsze chce, ale o tym innym razem.
No dobrze koniec tych wynurzeń. Wracamy do rzeczywistości, czyli podsumowanie treningowego tygodnia, w którym głównie biegałam.
Po ostatniej dość mocnej niedzieli, odpuściłam sobie poniedziałek i w sumie na dobre mi to wyszło.
W środę zrobiłam interwały na max 4:20 na 10 km. W piątek podbiegi w stałym zakresie tętna na max 5:30, chociaż dwa zrobiłam na 4:30, bo się trochę rozpędziłam pod tą górkę i nie zauważyłam, że to nie była piętka tylko czwórka.
Wyjątkowo w sobotę poleciałam na dłuższe wybieganie.
W planach były dwie pętle na Kępie Potockiej, ale skończyło się bieganiem w Lesie Bielańskim i ponad 23 km w nogach na dość niskich obrotach bo na max 75% HRmax.
A i tak trochę się zajechałam, bo nie wzięłam nic do picia i jedzenia.
Przyrzekłam sobie, że to ostatni raz jak bez plecaka lecę na dłuższe bieganie.
Cieszę się jednak z tego, iż w końcu udało mi się przebiec swoją standardową pętlę i pobiegać trochę w lesie. Tęskniłam ostatnio za takim bieganiem i nie mogę się doczekać już maja 🙂
A co w tym tygodniu?
A no bieganie 🙂 Nawet w święta, bo łatwo nie jest i trzeba podtrzymać to dłuższe wybieganie z soboty.
Dziennik treningowy odc. 38
28 marzec 2016 r.
Mimo przerwy świątecznej muszę uznać miniony tydzień za udany pod względem biegania.
Czego nie mogę powiedzieć o innym trenowaniu.
Ale w sumie treningi biegowe cieszą mnie najbardziej, w szczególności, że za trzy tygodnie pierwsze zawody, na których nie ukrywam iż chciałabym dobrze wypaść.
Ostatni tydzień to przede wszystkim bieganie dyszek. Całkowicie odpuściłam sobie dłuższe bieganie.
W poniedziałek zrobiłam mocne podbiegi, w środę interwały na max. 4:20 tempa, w piątek były znów podbiegi, natomiast w sobotę i niedzielę jeden wielki ciągnący się w nieskończoność podbieg.
Jedno muszę przyznać dość nieskromnie, forma jest i czuję się jeszcze lepiej pod względem wytrenowania niż na jesieni.
Jedynie czego się obawiam na swoim najbliższym maratonie, to tego że mi „odetnie zasilanie” na 30 którymś tam kilometrze i trochę mi zejdzie zanim się otrząsnę.
No cóż czas pokaże, a ja powoli szykuję taktykę na maraton i zakresy tempa, w których będę biegła.
W nadchodzącym tygodniu w planach tygodniowe dyszki i przede wszystkim weekendowe długie bieganie.
Tym razem ile fabryka dała, za to w żółwim tempie.
To będzie ostatnie moje długie bieganie przed maratonem i po cichu liczę na to, iż uda się wykręcić 30 km.
Uda, bo z tym różnie bywa, a ja raczej nie chciałabym niczego robić na siłę.
Przyszła wiosna, więc można trochę więcej napisać o mojej kondycji.
Obecnie mój poziom wytrenowania na dystansie 10 km wskazuje czas w okolicy 50 minut. Nie wiem, czy już przekroczyłam magiczne 50 minut, czy też nie, ponieważ nie biegam w zawodach na takim dystansie.
Ponadto biegam treningowo, na dość trudnym terenie z licznymi przejściami dla pieszych. A poza tym to wiadomo jak się biega na treningu 🙂
Tak czy siak źle nie jest, oczywiście jest z czego schodzić i to cieszy najbardziej.
Cel na najbliższe miesiące to zejść z interwałami poniżej 4 min/km i długie wybiegania z mocnym tempem.
Jak widać nadal idę w siłę i mam nadzieję, że pozwoli mi ona ukończyć wszystkie starty w tym roku, a przede wszystkim te najdłuższe.
Ja już żyję tegorocznymi zawodami, które w pierwszej turze będą ciągnąć się do końca maja. Później w planach mała przerwa i na jesieni znowu bieganie.
Tyle na dzisiaj 🙂
Dziennik treningowy odc. 39
4 kwiecień 2016 r.
Ostatni tydzień głównie przebiegałam. I nic w tym dziwnego.
Za dwa tygodnie staruje w swoim pierwszym w tym roku maratonie i coś czuję, że łatwo nie będzie.
A poza tym to właśnie wraz z końcem kwietnia ruszy cała machina związana z bieganiem i górami.
Tak, tak. W końcu to właśnie bieganie docelowo ma mnie przygotować do wypraw wysokogórskich, a one są najważniejszym celem.
A więc nie ma na co czekać.
Co prawda jak na razie, jestem w trakcie wstępnej organizacji i planowania, więc nie chcę jak na razie oświadczać wszem i wobec, gdzie też mam zamiar się w tym roku wybrać.
Od dłuższego czasu stosuję zasadę, iż to właśnie zakup biletu lotniczego przypieczętowuje wszelkie decyzje i od tego momentu mogę oficjalnie przyznać się do tego na jaką górę właśnie się wybieram.
Tak więc jak tylko kupię bilet to na pewno się dowiecie. Może nawet już niebawem. Tym czasem cicho sza 🙂
A wracając do treningów biegowych, to w ostatnim tygodniu biegałam w środę, sobotę i niedzielę.
Ciężko mi było się zebrać po świętach. Praktycznie w ogóle po nich nie byłam wypoczęta. No może poza tym, że się trochę rozleniwiłam.
Nie chcę pisać, że mam ciężkie dni, boli mnie kolano, biodro czy też łydka, że jest przesilenie wiosenne i inne szmery bajery.
Po prostu w poniedziałek i piątek nie chciało mi się wyjść pobiegać i tyle.
Za to w środę zrobiłam mocne interwały do 4:15/km.
W sobotę mocną dychę w stałym zakresie tempa no i w niedzielę wybieganie, które zakończyłam na 24 km. Miało być znacznie więcej, no ale mimo picia i jedzenia na trasie, nie dałam rady.
Już dwa tygodnie temu w niedzielę miałam problem z wybieganiem po mocnej sobocie i tym razem było podobnie.
Tak więc czeka mnie treningowa zmiana i bieg w stałym zakresie tempa przenoszę na piątek rano.
Zapewne będę go biegać na pętli interwałowej. Natomiast w sobotę będę biegać wolną dyszkę, żeby nabrać sił na niedzielne wybieganie.
Zobaczymy jak mi pójdzie w praktyce, bo nie ukrywam, że ostatnio nie kładę się zbyt wcześnie spać i zarywam dzień w dzień nocki.
A to powoduje, że o 5 rano w ciągu tygodnia jestem nie do życia.
O i tyle na dzisiaj.
Dziennik treningowy odc. 40
11 kwiecień 2016 r.
Strasznie szybko te tygodnie gdzieś ostatnio mi uciekają.
Jeszcze pamiętam poniedziałek z minionego tygodnia, a tu już kolejny tydzień się rozpoczyna.
Z tego wszystkiego z trudem jakoś się ogarniam. Na szczęście udało mi się trochę treningowo pobiegać.
I nic by nie było w tym wyjątkowego, bowiem zwykle biegam kilka razy w tygodniu, ale jednak tym razem to było coś innego.
W ostatnim dzienniku treningowym opisywałam wam, iż przesuwam swoje bieganie w stałym zakresie tempa z soboty na piątek i tak właśnie zrobiłam w minionym tygodniu.
I mimo tego, że zakładałam swoje tempo w okolicach 5:30, czyli docelowym maratońskim, to udało mi się na tyle szybciej pobiec, iż ustanowiłam swoją nową życiówkę na dystansie 10 km, która teraz wynosi 49:31.
A zatem udało mi się złamać 50 min. na dyszce. Cieszę się bardzo, bo to świetnie pokazuje, że to co robię ma jednak jakiś sens i jak się tylko chce, jest się systematycznym i cierpliwym to jednak można w bieganiu coś osiągnąć.
A poza tym zadowolona jestem ze swojego długiego wybiegania.
W końcu na tych 24 km łapę biegowe flow 🙂
Biega mi się znacznie lżej i przyjemniej, oczywiście jak na razie nie ma mowy o mocniejszych akcentach.
Myślę, że dopiero w maju będzie ku temu okazja.
A tak zmieniając temat. Przez cały miniony tydzień porządkowałam informacje praktyczne z wyjazdu na Elbrus.
Bardzo mi zależało, na takiej publikacji, która by choć trochę ułatwiła przygotowanie wyjazdu na tą górę.
A poza tym doskonale wiem, jak niewiele jest dostępnych rzetelnych informacji co? gdzie? i jak?
Jeszcze pozostały mi drobne poprawki i mam nadzieję, że w czwartek udostępnię gotowy materiał.
Pewnie to nie będzie koniec tego typu publikacji.
W planach informacje praktyczne z moich wyjazdów na szczyt Aconcagua i Ararat.
Tyle na dzisiaj 🙂
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie i Twitter, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.