… zgromadziło się na Starym Rynku pod pomnikiem Mikołaja Kopernika w Toruniu, aby wziąć udział w półmaratonie, a wśród nich ja.
– Mamy informację z biura zawodów. Na obecną chwilę start ostry jest przesunięty na 11:20. – rozległ się męski głos z głośników.
Jak dla mnie to niezbyt dobre wieści. Z resztą po niektórych twarzach biegaczy także widać grymas niezadowolenia.
I trudno się dziwić, bo w Toruniu akurat panuje temperatura poniżej zera, no i ileż to można podskakiwać w miejscu.
Wokół mnie same czerwone czapeczki i czerwone podkoszulki Mikołajów. Każdy oczywiście radzi sobie jak może w te chłodne przedpołudnie.
No i rynek powoli się zapełnia, nie tylko biegaczami, ale także kibicami.
W końcu ruszamy czerwoną, zbitą masą i dopiero po przekroczeniu 10 km maraton ulega rozciągnięciu wzdłuż leśnych dróg toruńskiego przedmieścia.
A bieg jak bieg. A to pod górkę, a to z górki. Zakręt w lewo, zakręt w prawo. W uszach „Move in the right direction. I’m doing fine. One step closer every day at a time” wewnętrznie śpiewać i tańczyć się chce, tylko po 18 km już człowiek nie ma na to siły, tylko mety wypatruje.
Dlatego tym razem, aby nie zanudzać, wyjątkowo relacja niebiegowa z wizyty w stolicy piernika.
Wyjazd po pierniki
Siódma rano sobota 1 grudnia, a my w tramperowym składzie już grzejemy ławki na trzecim peronie na Dworcu Centralnym w Warszawie. Tym razem nie sama, ale z obsadom udaję się na swój kolejny start do Torunia.
Ja na bieg, a moi towarzysze po pierniki.
Bowiem to możliwość ich nabycia, stanowiła moją kartę przetargową w tej wycieczce. Inaczej bym nie dała rady ich przekonać do wyjazdu.
A pierniki, prosto z Torunia, były kluczowym punktem naszego wyjazdu. Poza tym mieliśmy zwiedzić Toruń, a ja wystartować w półmaratonie Św. Mikołajów.
– Za cienko się ubrałaś. Ta kurtka to na październik. Buty na wrzesień i za cienkie spodnie. A to już grudzień. Mróz. Czapka to samo. Naciągnij ją porządnie na uszy. Dać ci serdak. Będzie ci cieplej. Dam ci kalesony wełniane. Będzie ci cieplej po nogach. Gdzie tak się ubrać w grudniu. To nie jest wiosna ani lato. Zresztą to nie jest pora na biegi. Biega to się, kiedy jest ciepło. A nie. Teraz to jest zimno i robi się szybko ciemno. Kto to widział, żeby w grudniu biegać. Zimą to się siedzi w domu, a nie jeździ. Wycieczki urządza. …
Udaję, że nie słyszę, bo przecież tego nie da się słuchać. Na szczęście nadjeżdża pociąg i monolog się urywa, na krótko, bo przy wygodnym rozłożeniu się w przedziale temat powraca niczym bumerang.
Magia toruńskiego piernika
Toruń robi na mnie niesamowite wrażenie.
Już w drodze do hostelu mijamy Stary Rynek z Ratuszem i Pomnikiem Kopernika.
Z trudem można nas odgonić od sklepu z piernikami, tradycyjnymi, „Jedynymi prawdziwymi”, jak głosi szyld nad drzwiami wejściowymi, a w środku … ehhh … słów brak żeby te wszystkie słodkości, wspaniałości opisać.
Przekraczając próg sklepu zderzam się z mieszanką przyprawy piernikowej. W jedną minutę otacza mnie miękko ciepłą wonią goździków, cynamonu, imbiru, gałki muszkatołowej, ziarenkami kardamonu ze szczyptą startej skórki pomarańczowej, odrobiną anyżu i ziela angielskiego.
A na półkach porozstawiane pierniki. Naturalne, nadziewane, polewane, lukrowane. Do wyboru do koloru. Na wagę i w paczkach. Wszelakich kształtach i wielkościach. Aż ślinka cieknie.
– Słucham? – podchodzi do nas ekspedientka – Co podać?
– Yyyy – rozglądamy się po asortymencie w sklepie i chciało by się powiedzieć wszystko. Wszystkiego po trochu. – Krajanki toruńskiej. Pół kilo.
Szybko płacimy za towar i wychodzimy ze sklepu.
Po przekroczeniu sklepowego progu rzucamy się na papierowe opakowanie. Pierwszy kęs i magia.
Magia smaku prawdziwego toruńskiego piernika.
Pierniczanka toruńska
– Stań tutaj. Zrobię ci zdjęcie przy pomniku Królowej Jadwigi.
Posłusznie podchodzę do pomnika. Ustawiam się przy figurce młodej dziewczyny w długiej sukni z koszykiem w ręku, a w koszyku oczywiście pierniki. Mniam. Mniam. Spoglądam na opis.
– To nie jest żadna Królowa Jadwiga. To Pierniczanka toruńska. – oznajmiam.
W oddali spogląda na mnie przechodzień. Jego uśmiech na twarzy świadczy o tym że niezły miał z nas ubaw.
Zwiedzanie Torunia
– Ile jeszcze tych wież?
– To nie są wieże to baszty. No może czasem i bramy się zdarzają – oznajmiam – O, a ta to Baszta pełniąca funkcję Wartowni. – spoglądam na mapę.
Schodzimy po schodach, aby udać się w stronę Wisły.
Za nami pozostają w tyle ruiny Zamku Krzyżackiego z XIII wieku, a my podążamy dalej w stronę murów obronnych średniowiecznego miasta Torunia.
Mur ciągnie się wzdłuż prawego brzegu Wisły, tzw. Bulwarem Filadelfińskim. Wysoki i masywny, gdzie nie gdzie odsłania swoje wnętrze, w postaci urokliwych kamieniczek i pałaców.
Zaglądamy przez Bramę Mostową z za której wyłania się elewacja Pałacu Felgerów. Niegdyś bogato zdobiony dzisiaj charakteryzuje się jedynie licznymi małymi okiennicami. Pstrykamy parę zdjęć i idziemy dalej.
– Ale wieje. – wciskam mapę pod pachę i mimo założonych rękawiczek chowam pokątnie dłonie do kieszeni w kurtce.
– Mówiłam, żebyś wzięła coś cieplejszego na siebie. To jest grudzień, a nie lipiec …
Mijamy następnie Basztę Żuraw i przechodzimy przez Bramę Żeglarską.
Naszym oczom ukazuje się przepiękny Pałac Dąmbskich z niesamowitymi ornamentami na fasadzie. Zgodnie z opisem w przewodniku to stiukowe dekoracje o wyraźnych roślinnych i kwiatowych motywach.
Naszą uwagę przykuwa także bogato zdobiony portal. Ponoć to najlepiej zachowany przykład toruńskiego zdobnictwa barokowego.
W oddali prześwituje południowa ściana Kościoła św. Janów.
Znów kilka zdjęć i wracamy na swój szlak w wzdłuż murów obronnych i kolejno mijamy Basztę Gołębnik z bogato malowanymi wnękami, Bramę Klasztorną i wreszcie Krzywą Wierzę, która już w okresie średniowiecza w wyniku procesów stokowych na miękkim piaszczystym podłożu odchyliła się od pionu o niemal półtora metra.
A dzisiaj jest najbardziej charakterystycznym turystycznie punktem miasta Torunia.
Z wizytą u Państwa Koperników
Skręcamy w ulicę Kopernika i wzdłuż wąskich uliczek podążamy w stronę domu Państwa Koperników.
To tutaj najprawdopodobniej urodził się sam Mikołaj Kopernik, najsłynniejszy polski astronom.
Budynek składa się z dwóch kamienic posiadających schodkowe szczyty i geometryczne dekoracje malarskie. Bogata fasada jest charakterystyczna dla budowli w XIV wieku, kiedy to kamienica pełniła funkcję zarówno domu mieszkalnego, jak i spichlerza.
Skręcamy w lewo w ulicę Żeglarską.
W oddali widać już prawy fragment Ratusza Staromiejskiego i Pomnik Mikołaja Kopernika.
Na drodze jednak staje nam sklep z … piernikami.
Decyzja mogła być tylko jedna. Wchodzimy, a po kilku minutach z powrotem wracamy do naszego zwiedzania, rozkoszując się smakiem toruńskiego smakołyku.
Na rynku Starego Miasta
– A to. Co to jest? – pytam dość niewyraźnie, zajadając się kolejnym kęsem piernika.
Towarzystwo spogląda na mnie zdziwione.
Przed nami stoi figurka osiłka. Dzieci kłębią się wokół niego. Wskakują na jego grzbiet i pozując do zdjęć. Szybko wertuję przewodnik i znajduję opis.
– To pręgierz. – oznajmiam – Był stosowany w przypadku drobnych kar i przewinień. Na miejscu Pomnika Mikołaja Kopernika stał pręgierz w formie słupa przy którym chłostano i obcinano członki. O Matko to ohydne. – spoglądam wyraźnie oburzona.
– W XVII wieku postanowiono przy rynku drewnianego osła z wyostrzoną blachą na grzbiecie. Sadzono na nim krnąbrnych żołnierzy straży, którym dodatkowo przywiązywano do stóp ciężarki ołowiane. – przerywam zamykając książeczkę – Okropne. Mieli fantazję, żeby coś takiego wymyślić.
Rynek Starego Miasta wieńczy po środku ogromny Ratusz Staromiejski.
Jego początki sięgają XIII wieku i niewątpliwie to zabytek klasy zero. Swoją średniowieczną surowością przytłacza, a liczne wieżyczki i zdobienia dodają mu niewielkiego uroku.
Mój wzrok ląduje na przeciwległych kamienicach. Jak się okazuje to Dwór Artusa i Pałac Meisnera.
Po prawej stronie Ratusza wznosi się Pomnik Mikołaja Kopernika symbol Torunia, a po lewej Pomnik Flisaka, który mijamy w drodze do ulicy Chełmińskiej, którą podążamy dalej w celu odebrania zestawu startowego na jutrzejsze zawody.
1 grudnia 2012