– Co tam u ciebie słychać? – zadaje mi pytanie Asia.
– Nie układa mi się z facetem …
– Masz faceta? – niespodziewanie mi przerywa.
– Zwariowałaś! – stawiam oczy ze zdziwienia, jednocześnie odskakując na pół metra. – Chodzi mi o tego gościa z którym się wspinam na ścianie.
Odkąd rozwaliłam ostatni swój związek. Wróć. Odkąd uwolniłam się z ostatniego swojego związku. Czuję się lekko, zwiewnie i przyjemnie.
A co najważniejsze ten stan mi się na prawdę podoba.
– Jak mogłaś pomyśleć, że mam faceta. – kiwam głową, robiąc minę politowania. – Przecież wiesz, że ja czekam na swojego blond księcia z niebieskimi oczyma. – wybuchamy razem śmiechem – W końcu trzeba mieć jakieś wymagania no nie. – szybko dodaję.
Gdy spotykam się z Asią w realu to zawsze prowadzimy rozmowy na granicy realizmu, a właściwie to zawsze ją przekraczamy.
Ponoć śmiech to zdrowie, a my nie mamy zamiaru z tego stanu nie korzystać. Zawsze, któraś z nas palnie jakąś totalną głupotę i mamy ubaw po pachy.
Zresztą większość zamieszczanych postów na blogu tego nie odzwierciedla, bo to nigdy nie przechodzi przez sito cenzury.
Bieg Marszałka numer 2
W zeszłym roku też startowałam w Biegu Marszałka. I szczerze jak dla mnie to trudna trasa.
W sumie trzy okrążenia, ale żeby było tego mało to kulminacja biegu następuje na trawiastym boisku szkolnym.
I tak człowiek sobie biegnie to trzecie okrążenie i widzi nadmuchany balon i sobie tak myśli jak dobrze, że już koniec tej udręki, a tu niespodzianka.
Same okrążenia prowadzą uliczkami Sulejówka, po asfalcie, który w prażącym słońcu daje nieźle po tyłku. Do tego większość trasy poprowadzona jest na podbiegach tylko z jednym niewielkim zbiegiem. Ale …
… organizacja samej imprezy jest zawsze na najwyższym poziomie.
Gorąco polecam w szczególności osobą, które dotychczas biegały same masówki np. półmaratony, czy inne maratony, gdzie liczba zawodników niejednokrotnie przekraczała pięć tysięcy startujących.
Bieg Marszałka to impreza typowo kameralna. Małe miasteczko, niewielkie zasoby, za to ciepłe przyjęcie przez mieszkańców i radość jaką im daje organizacja takich imprez, bo dla nich jest to wielkie święto i dlatego tyle serca wkładają w organizację.
A poza tym najlepszy poczęstunek po biegu, czyli oprócz grochówki, pełne stoły uginające się od nadmiaru smalcu, bochenków chleba i ogórków małosolnych.
Z ręką na sercu POLECAM!
Czas na kawę
– Ostatnio tyle się dzieje … – wzdycham na myśl o kolejnym tygodniu, czyli tego co mnie czeka prywatnie i zawodowo.
– No ale na kawę będziesz miała czas? – przerywa mi Asia, spoglądając w moją stronę.
– Kiedy? – szybko reaguję także pytająco.
– W piątek na przykład.- odpowiada moja rozmówczyni.
Ahhh te nasze plotkarskie kawusie.
– W sumie – milknę w skupieniu. Staram się zlokalizować w myślach mój kalendarz spotkań na przyszły tydzień. – Dam ci znać. Dobra muszę uciekać. Pa – dodaję i uciekam na kolejkę.
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie i Twitter, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.