Oto dziennik treningowy odc. 54.
Przede mną ostatni tydzień przed wyjazdem i organizacja wszystkiego na pełnych obrotach.
Jeszcze tydzień temu dałam sobie trochę luzu.
Było trochę biegania i trochę trenowania na siłowni. Ale w tym tygodniu trzeba się ostro zabrać do pracy, ale oczywiście nie mówię tutaj o trenowaniu.
To że okres późno jesienny nie należy do najłatwiejszych dla mnie okresów w roku, zdążyłam podkreślić na łamach bloga już wielokrotnie.
A ponieważ urodziłam się wiosną, to właśnie gdzieś tak w okolicy stycznia i lutego odżywam.
Uwielbiam wiosnę i wtedy czuję się najlepiej. Ale niestety w okresie listopada „obumieram” całkowicie.
Dlatego też w tym okresie zazwyczaj daję sobie czas na odpoczynek, regenerację i zajęcie zupełnie innymi sprawami.
W tym roku oprócz mojego wyjazdu właśnie w listopadzie, będę trochę porządkować sprawy około blogowe i w końcu może uda mi się zrealizować kilka fajnych pomysłów, które gdzieś tam kiedyś wykluły się w mojej głowie, ale nigdy nie było czasu żeby się nimi zająć na poważnie.
Tak więc spodziewajcie się jakiś nowości i zmian.
Dziennik treningowy odc. 54 – Moje trenowanie
Miniony tydzień to było luźne bieganie przeplatane treningiem siłowym.
W końcu wróciłam na siłownię. Oczywiście nie obyło się bez bólu w pierwszych dniach, ale już wszystko wróciło do normy i mogę powoli realizować swój plan treningowy.
Po ostatnich swoich wizytach na siłowni, już dzisiaj wiem, że bez modyfikacji się nie obejdzie.
Powód? Zbyt długi trening w ciągu jednego dnia. Osobiście lubię ćwiczenia typowo kulturystyczne.
Wiem, że wiele osób powie, że biegacz nie powinien trenować z takim obciążeniem i takie tam.
Szczerze mam to w nosie. Bo po pierwsze nie jestem biegaczem. Nie jestem maratończykiem. Nie jestem ultramaratończykiem i nie wiem kim tam jeszcze.
Zdziwieni?
Pewnie tak, ale prawda jest taka, że bieganie pojawiło się u mnie dość niespodziewanie, z tym że odkąd ujrzałam w gazecie dwóch panów hasających sobie z plecakami w górach ot tak sobie, to pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie było to, że ja też tak chcę.
Też chcę poczuć taką wolność z biegania.
No i tak od zawodów do zawodów, od maratonów do ultramaratonów doszłam właśnie tam gdzie chciałam.
No i się rozgadałam nie na temat.
A wracając do trenowania na siłowni, moje zmiany będą dotyczyły intensywności treningu.
Oczywiście już sobie wszystko obmyśliłam i tak w soboty robię największy wycisk. Tutaj nie ma wybacz, bo w górach wybacz nie ma. Ma być przede wszystkim ciężko i … ciężko. We wtorki robię trening najlżejszy.
Zero dużych obciążeń. Głównie stabilizacja i mobilność. Za to w czwartek dokładam sobie trochę ciężaru, czyli rozpędzanie przed sobotą.
Myślę, że trening w takim układzie powinien się u mnie sprawdzić. Ale i tak wszystko zweryfikują góry.
Grand Canaria Expedition
Czas napisać parę słów o moim nowym wyjeździe, czyli o Grand Canarii.
A skoro mam już wstępny plan wyjazdu no to trochę uchylę rąbka tajemnicy.
Dość długo rozmyślałam nad tym, co tak na prawdę chcę robić na wyspie i stwierdziłam, iż spędzę 3, góra 4 dni na zwiedzaniu wyspy, a resztę wyjazdu poświęcę na plażowanie.
A ponieważ wyspa ma naprawdę wiele do zaoferowania w kwestii zwiedzania. To bardzo ciężko było mi dokonać wyboru, ale w końcu się zdecydowałam.
Tym razem pojadę na wulkan Bandama, Chmurną Skałę i Śnieżny Szczyt oraz wybiorę się na południe na wydmy Maspalomas.
Oczywiście podobnie jak w przypadku Teneryfy zabieram jedynie plecak do biegania i mam nadzieję, że tym razem uda mi się znacznie więcej pobiegać.
Jak widać wyjazd zapowiada się ciekawie i mam nadzieję, że wszystko uda mi się pomyślnie zrealizować. 🙂
Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dzieje oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.